MLWZ #4: Queensrÿche na żywo

Queensryche na żywo

Czwarta odsłona małoleksykonowych wspomnień … Koncert, który odbył się trzeciego lipca 2008 roku, był dla mnie wydarzeniem szczególnym, gdyż po raz pierwszy miałem okazję zobaczyć na żywo mój ulubiony zespół.

Queensrÿche – Stodoła, Warszawa, 3 lipca 2008

Kiedy w jednym z czasopism muzycznych zobaczyłem zapowiedź koncertu grupy Queensrÿche, prawie nie mogłem uwierzyć, że zespół wreszcie zawita do Polski. W roku 1991 nie miałem okazji zobaczyć ich występu, a teraz po siedemnastu latach mogłem bez przeszkód cieszyć się ich muzyką na żywo. Dodatkową atrakcją miało być wykonanie przez ojców progresywnego metalu obu części „Operation: Mindcrime”.

Kiedy muzycy gościli w Polsce po raz pierwszy, Queensrÿche znajdował się w szczytowym momencie swojej kariery, promując wydany rok wcześniej album „Empire”, na którym można było usłyszeć ich największy przebój Silent Lucidity. W 2008 roku sytuacja zespołu nie była już tak komfortowa. Od czasu, jaki dzielił wydanie płyty „Promised Land” do czasu nagrania „Operation: Mindcrime II” zespół znajdował się w wyraźnym kryzysie twórczym. Wydanie drugiej części „Operation: Mindcrime” oznaczało przełamanie tego kryzysu i, w moim przekonaniu, powrót do wysokiej formy. Oczekiwałem, że warszawski koncert Queensrÿche potwierdzi te przypuszczenia. I nie zawiodłem się.

Już pierwszy rzut oka na scenę zapowiadał, że wszelkie oczekiwania dotyczące scenicznej oprawy koncertu zostaną zaspokojone. Scena przypominała mroczny zaułek dowolnego amerykańskiego, wielkiego miasta. Brudne mury i graffiti tworzyły ponurą scenerię dla historii, którą zespół miał opowiedzieć. Punktualnie o 19.30 na znajdującym się na scenie ekranie ukazał się doskonale znany film animowany towarzyszący utworowi I Remeber Now, którym zespół rozpoczynał prezentację „Operation: Mindcrime” podczas trasy promującej album „Empire”. Zespół płynnie przeszedł do Revolution Calling, w którego wykonywanie zaangażowała się publiczność, wyśpiewując słowa refrenu. Geoff Tate, wokalista zespołu, szalał po scenie z transparentami, zawierającymi najróżniejsze hasła polityczne, a w tle wyświetlane były filmy, wyraźnie prezentujące krytyczny stosunek zespołu do urzędującej w Białym Domu administracji.

Prezentacja pierwszej części „Operation: Mindcrime” była dla zebranych w Stodole widzów przeżyciem niezwykłym. Publiczność znakomicie reagowała na to, co działo się na scenie. A spektakl towarzyszący poszczególnym utworom składającym się na rock operę został zaplanowany przez zespół z dużą dbałością o szczegóły i wzbogacał odbiór ich muzyki. Ponadto obserwacja spektaklu pozwalała wyjaśnić część tajemnic opisywanej przez zespół historii, która pozbawiona wizualnej oprawy była często niejednoznaczna. Szczególnie przejmującą sceną była inscenizacja śmierci Siostry Mary, o którą obwinia się Nikki – główny bohater opowieści.

Podczas pierwszej części koncertu czekałem ze szczególnym zainteresowaniem na prezentacje najważniejszego na „Operation: Mindcrime” utworu: Suite Sister Mary, a także finałowego Eyes of a Stranger. Obydwa utwory muzycy Queensrÿche wykonali znakomicie. W przypadku pierwszej kompozycji zespół dokonał drobnych zmian w aranżacji, jednak nie wpłynęło to na zmniejszenie jej siły wyrazu. Ponadto wokalne duety Geoffa Tate’a i Pameli Moore wypadły wprost znakomicie….

A na bis

Muzycy nie ograniczyli się jedynie do prezentacji dwóch części „Operation: Mindcrime”. Po trwającej kilka chwil przewie muzycy, mocno zachęcani przez publiczność, powrócili na scenę by zagrać trzy bisy. Na pierwszy ogień poszła kompozycja Jet City Woman, jeden z hitów z płyty „Empire”. Publiczność, która rozpoznała utwór już po pierwszych taktach zareagowała entuzjastycznie, wtórując wokaliście w refrenach utworu. Drugim bisem była tytułowa kompozycja najbardziej znanego albumu Queensrÿche. Publiczność przyjęła „Empire” z podobnym zaangażowaniem, co poprzedni bis. Zespół, gorąco zachęcany przez publiczność, zdecydował się na jeszcze jeden bis, który okazał się jednym z najbardziej magicznych momentów wieczoru. Kiedy rozległy się delikatne dźwięki Silent Lucidity, publiczność dosłownie oszalała. Nawet tak doświadczeni muzycy sprawiali wrażenie lekko zaskoczonych tak entuzjastyczną reakcją publiczności. Dla mnie możliwość usłyszenia na żywo utworu, od którego rozpoczęła się moja fascynacja muzyką progresywną, było przeżyciem, którego nie jestem w stanie właściwie opisać…

Zapraszam do lektury całości recenzji na portalu Mały Leksykon Wielkich Zespołów.

Możesz również polubić…

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.